Ostatni dzień byłby wyjątkowo lajtowy, gdyby nie fakt, że przywitał nas deszczem. Bardzo nie lubimy. Co prawda mieliśmy nasze pelerynki, ale nie da się ich mieć na sobie zbyt długo, bo nie oddychają..
Właściwie ze względu na zimno i deszcz nie zatrzymywaliśmy się wcale.
Zwiedziliśmy za to trasę S11 w budowie.
Zabłądziliśmy też w okolicy Pawłowic i zamiast przez Kiekrz, dojechaliśmy do Poznania od Złotnik i przez Strzeszyn. Po drodze mieliśmy ciekawy case z oznakowaniem szlaku. A właściwie drogi rowerowej. Niestety, nie mam zdjęcia, ale wyglądało to mniej więcej tak, że była sobie droga przez pole, otoczona drzewami, a przed tą drogą szlaban i kilka tabliczek, które w skrócie mówiły “teren prywatny, won”. A obok nich znak drogi rowerowej. I żadnej drogi rowerowej w pobliżu.
Niestety, jak tylko dojechaliśmy do Poznania, spotkaliśmy prawdziwego buca rowerowego w naturze. Otóż, jedziemy sobie z ojcem trasą nad Strzeszyńskim. Obok siebie, bo ze względu na pogodę i dzień roboczy, w okolicy nie było żywej duszy. Wtem, jadąc z lewej strony widzę, że jakiś 50-letni kolo próbuje wyprzedzać z prawej strony. Mówię ojcu – uważaj, bo rower za nami. To ojciec, jak każdy normalny człowiek logicznie myślący, zwalnia i zjeżdża na prawo. Facet się zmitygował i omija środkiem. Ja do niego – dzwonka pan nie masz, żeby ostrzegać przed manewrem?
A ten na mnie wyjechał, że nie powinniśmy jechać obok siebie, na co ja mu, że oczywiście, że możemy, niech sobie przepisy poczyta, a manewry się sygnalizuje. A ten do mnie, żem stara i głupia. “Stara i głupia jesteś”, powiedział do mnie 50-letni koleś. No doprawdy. Buc zepsuł mi humor.
No ale. W końcu dotarliśmy do domu, wzięliśmy ciepły prysznic, zjedliśmy obiad, a ja się ogarniam od tego czasu.
Na koniec, lans focia z błockiem na rowerze i nogach xD
Pingback: Co mnie wkurza w rowerzystach | rowerowy anks