Skrajna głupota, bo nie jestem w stanie tego inaczej nazwać. Jacyś debile postanowili pojechać sobie dwupasmową Solną pod prąd, w dzień. Co prawda, do gościa, który w Warszawie zabił się zjeżdżając rowerem do metra, jeszcze im trochę brakuje, but still.
Monthly Archives: May 2013
Co mnie wkurza w rowerzystach
Rower jest w tej chwili moim podstawowym środkiem lokomocji. Samochód stoi w garażu (nie ma sensu się ładować w te korki i szukać miejsca parkingowego poza strefą), natomiast od początku maja testuję opłacalność rezygnacji z komkarty (mój bezpośredni tramwaj do pracy akurat teraz nie jeździ przez remont torowiska) na rzecz Mobiletu. A zatem – przez 5 dni w tygodniu poruszam się rowerem przynajmniej 2 razy dziennie. Można więc powiedzieć, że znam już prawie wszystkie bolączki rowerzystów miejskich z autopsji.
Tym razem jednak nie chcę narzekać ani na kierowców ani na pieszych na drogach rowerowych. Wszyscy wiemy, że ci pierwsi często zachowują się jak buce i specjalnie zastawiają prawą stronę jezdni albo mijają na gazetę, a ci drudzy chodzą jak święte krowy. Ja nie o tym chcę. Tym razem o tych, którzy pracują na negatywną opinię o rowerzystach i którzy sprawiają, że nie lubię jeździć po mieście (o jak ja się cieszę, kiedy pada albo jest zimno – od razu jest luźniej!).
Osobiście staram się jeździć zgodnie z przepisami – jeżdżę prawym pasem, nie wjeżdżam na skrzyżowanie na czerwonym, sygnalizuję zamiar skrętu czy zmiany pasa, nie przejeżdżam rowerem przez przejścia dla pieszych, nie jeżdżę po chodniku. Oczywiście, czasami rozwiązania infrastrukturalne są tak idiotyczne (jak 10-20 metrowe odcinki dróg rowerowych) albo wręcz niebezpiecznie/nielegalne (vide dwukierunkowy kontrapas na Mostowej), że nie sposób się do nich stosować. Nie mówię, że jestem bez skazy, tym niemniej – staram się. I tak jestem rowerem szybciej na miejscu niż gdybym jechała komunikacją miejską, więc nie muszę się spinać. Ale do rzeczy. Oto krótkie zestawienie nagminnych przewinień rowerzystów, z którymi spotykam się na co dzień, a które przeszkadzają mi, jako rowerzystce. Niestety, są one niezależne od tego, czy ktoś wygląda na pro bikera w wypaśnych ciuszkach i na rowerze za 10k, czy jest emerytką na wycieczce. Są wśród nich te, które są łamaniem przepisów (świadomym lub nie), ale też takie, które świadczą o zwyczajnym braku kultury. A zatem.
- Niestosowanie się do znaków i jazda pod prąd.
Mało kto wie (albo ma to w dupie), że większość dróg rowerowych w Poznaniu jest jednokierunkowa – tylko gdzieniegdzie miejsca jest tyle, że można wytyczyć drogę dwukierunkową (ale tak na dobrą sprawę, bezpieczniejsze są jednokierunkowe). Kompletnie nie mówię tu o kontrapasach czy pasach ruchu rowerowego w jezdni, gdyż te są z definicji jednokierunkowe. Chodzi mi głównie o te drogi, które biegną wzdłuż jezdni po obu jej stronach – sztandarowe przykłady, którymi jeżdżę niemal codziennie to ulica Bukowska (odcinek między Bułgarską a centrum miasta) oraz odcinek między ul. Mostową a Kórnicką przez Most Św. Rocha. Bukowska jest o tyle bezpieczniejsza, że droga poprowadzona wzdłuż niej ma po jednej stronie chodnik dla pieszych, a po drugiej stronie dodatkowy wąski pas pozbruku, który oddziela całość od ulicy – w przypadku dwóch rowerów jadących na czołówkę istnieje możliwość uskoku bez prawdopodobieństwa zjechania z drogi prosto pod koła samochodu. Inaczej jest w przypadku mostu św. Rocha. Na samym moście droga biegnie przy przęsłach mostu po lewej stronie, po prawej zaś jest pas dla pieszych – taka kombinacja jest zrozumiała, wszakże ktoś może mieć ochotę na powpatrywanie się w przepływającą dołem Wartę. Za mostem, w stronę Kórnickiej sprawa się już trochę komplikuje. Po stronie boiska, tuż przed Serafitek następuje rozwidlenie chodnika i drogi rowerowej.
Jak widać na załączonym zdjęciu z Google Streetview, droga idzie dołem, jest wąska i co najgorsze – nie ma jak uciec w przypadku jazdy na czołówkę. Po prawej jest wzniesienie, po lewej ulica, do tego niżej o krawężnik. Raz już miałam taki przypadek, że debil z wąsem jechał rozglądając się na boki, zamiast patrzeć przed siebie, a ja w ostatniej chwili zjechałam na ulicę (na szczęście, nic wtedy nie jechało…). Koleś nawet się nie zorientował, a ja miałam mikrozawał.
Ale groźniejsze zdarzenie miałam całkiem niedawno, na samym moście. Wracałam sobie dość spokojnym tempem z pracy, zaś z przeciwnego kierunku (nieprawidłowo) jechała na mnie para ok. 60tki – stawiam, że małżeństwo emerytów na wycieczce. Z panem na przedzie minęłam się bez przeszkód, natomiast jadąca za nim pani podziwiała widoki zamiast patrzeć przed siebie. Tuż przed tym, jak miałyśmy się minąć, nagle zjechała w swoje lewo, prosto na mnie. Pech chciał, że obok na pasie dla pieszych szła matka z dzieckiem na rowerku. Tylko dzięki swojemu refleksowi udało mi się w porę zahamować. Niestety, lewą częścią kierownicy zahaczyłam o rower tej pani, przez co dość mocno zbiłam sobie mały palec u lewej ręki (spuchł, zsiniał, boli do dzisiaj). Pani oczywiście pojechała dalej i ani myślała przepraszać… Następnym razem podjadę do takiej i powiem, co o niej myślę.
W każdym razie, od tej pory jeżdżę środkiem tej drogi (aczkolwiek tylko rano, czyli w przeciwnym kierunku po drugiej stronie, gdzie nie ma tego niebezpiecznego rozwidlenia) i nie przepuszczam nikogo jadącego pod prąd i opierniczam. Bardzo bym chciała, żeby ktoś zrobił akcję dokształcającą rowerzystów pod tym kątem.
A, dodam tylko, że cały most i rozwidlenia są wyjątkowo prawidłowo oznakowane znakami poziomymi i pionowymi (na powyższym zdjęciu z 2011 roku nie ma pionowego znaku drogi rowerowej, dzisiaj z tego, co pamiętam, już jest).
[Edit 16.05. – z tego, co widzę, nie tylko mnie to przeszkadza] - Wjeżdżanie na skrzyżowania na czerwonym lub przejeżdżanie na czerwonym przez przejazd rowerowy. No nie mogę tego pojąć, totalnie. Sami się proszą o wypadek, a jak zauważa słusznie Radek Teklak, wypadki, gdzie rowerzysta dostaje bokiem, są najbardziej niebezpieczne dla rowerzysty, bo dużo gorzej wyglądają szanse zasłonięcia się kończynami, a kask przed czymś takim nie chroni wrażliwych skroni. W takiej jeździe przodują hipsterzy na swoich ostrych kołach, ale też pro bikerzy, którym bardzo się spieszy. Dzisiaj tak sobie zapieprzał pan w średnim wieku przez duże skrzyżowanie Garbary/Solna.
- Przejeżdżanie przez przejścia dla pieszych. Zwłaszcza w tłumie. Ostatnio przyuważyłam pana pro bikera, który jeździ na wycieczki Sekcji Rowerzystów Miejskich, jak sobie beztrosko tak przejeżdżał. Świetny przykład, gratulacje!
- Wymuszanie pierwszeństwa na zjazdach z dróg rowerowych na ulicę. Dzisiaj miałam taką sytuację na Rondzie Jana Nowaka Jeziorańskiego. Zjazd rowerowy za rondem oczywiście ze znakiem “Ustąp pierwszeństwa przejazdu”. Ja się grzecznie zatrzymałam, a za mną starszy pan (uprzednio prawie wjechawszy mi w tyłek – no przecież jak ja mogłam się tak nagle zatrzymać!) wyskoczył na ulicę prosto pod koła jakiejś pani w renówce.
- Nieużywanie sygnałów dźwiękowych. Jedziesz sobie spokojnie, a tu jakiś patafian cię próbuje wyprzedzać, nawet nie trudząc się sygnalizowaniem manewru. Pisałam już o tym przy okazji powrotu z NSR. Parę lat wstecz miałam też podobną sytuację na Bukowskiej.
- Zastawianie całej drogi rowerowej przed przejazdem. Skrzyżowanie Kórnickiej z JP2, przystanek tramwajowy w stronę Ronda Rataje i w ogóle okolice Ronda, ruchliwe miejsce. W godzinach szczytu często dochodzi do sytuacji, gdy z jednej strony przejazdu ustawiają się rowerzyści jeden obok drugiego. Po drugiej stronie to samo. Efekt? Gdy zapala się zielone wszyscy jedziemy na czołówkę, nikt nie trzyma się prawej strony.
- Niesygnalizowanie zamiaru skrętu. Nagminne, aczkolwiek bardziej przeszkadza mi to jako kierowcy, no chyba, że mamy do czynienia z sytuacją z punktu 6. Wtedy kolizja murowana.
W związku z powyższym, również ubolewam, że rowerzyści nie podlegają rejestracji, bo czasami niektórzy idioci aż się proszą, żeby nasłać na nich policję. Planuję zakup kamery albo przystosowanie smartfona do robienia timelapsów z wycieczek rowerowych, żeby zgłaszać niebezpieczne sytuacje i wykroczenia. Niestety, będzie to działać tylko na samochodziarzy, bo rowerzysta zwyczajnie mi ucieknie :(
Na koniec – ponownie link do długiego artykułu, który szczegółowo opisuje zasady poruszania się rowerem wg polskiego prawa. Gorąco polecam lekturę.
PS. Poranek 16.05.2013 – na Moście Św. Rocha 2 idiotów jadących pod prąd, z czego jeden “pro”, który chciał się wykłócać.
Pierwsza setka – do Kórnika przez NSR/Pierścień i z powrotem
Wczoraj zaplanowałam sobie trasę tak mniej więcej na 77km – tyle wychodziło w programie Garmina (nauczyłam się w końcu rysować trasy w BaseCampie :D). Po zrealizowaniu tego planu (o którym dalej) stwierdziłam, że jednak mam jeszcze siły i spróbuję pocisnąć do setki. I udało się – GPS pokazał 102km, licznik na rowerze 106 z kawałkiem :) (Tak na marginesie zastanawia mnie aż tak duża rozbieżność… Mam źle ustawiony rozmiar kół w liczniku?)
Anyway, do rzeczy. Zgadaliśmy się wczoraj z Bobikiem, że może uda się spotkać na trasie, bo to w sumie niedaleko.
Planowałam wyjechać przed 10, ale wyjechałam pół godziny po. Jak to zawsze na początku długich tras – zajebiście mi się nie chciało. No ale jadę. Najpierw NSRem w stronę Puszczykowa – Piastowska, Dębina, z przystankiem na zakup energetyków w Lidlu (mając w pamięci, jak 2 lata temu na mnie dobrze podziałał jeden w Borówcu). Wychodzę ze sklepu, a tu takie coś mam przy rowerze. Continue reading
Ze Skórzewa do Puszczykowa i via NSR do Poznania
Wymyśliłam sobie wczoraj, że pojadę dziś do rodziców Nadwarciańskim Szlakiem Rowerowym. Fakt, że obudziłam się o 12 i kolega chciał pożyczyć obiektyw, trochę zweryfikował ten plan – postanowiłam, że będę NSRem wracać. I bardzo dobrze, bo droga zajęła zdecydowanie więcej niż myślałam (nigdy nie potrafię ocenić odległości na mapie, smuteczek).
No więc na początek strzeliłam sobie 16km do rodziców przez Hetmańską, Krauthofera, Palacza i Grunwaldzką. I tak mnie nachodzi ostatnio, że mam ochotę dziękować kierowcom, którzy wyprzedzają mnie w bezpiecznej odległości. Co więcej, po dzisiejszym dniu stwierdzam, że im dalej od miasta, tym więcej takich, aczkolwiek nie jestem pewna, czy to nie kwestia mniejszego ruchu, a co za tym idzie – większą przestrzenią do wyprzedzania.
W trakcie tego dojazdu widziałam też starszą panią, która sprzątała do woreczka kupę po swoim piesku <3
Anyway, ok. godziny 18 ruszyłam ze Skórzewa na NSR. Moja cała trasa wyglądała mniej więcej tak: Continue reading