Longinada – Norwegia 2013 – Dzień 0

I właściwie dzień -1, bo Longinada dla mnie zaczęła się 2 dni wcześniej, 14 sierpnia, gdy wyruszyłam do Warszawy. Najpierw jednak trzeba było się spakować, co skwapliwie poczyniłam wieczorem dnia poprzedniego. Obawiałam się, że przekroczę limit 20kg na osobę, ale koniec końców okazało się, że większym problemem będzie przetransportowanie się na dworzec z tobołami na rowerze (w Norwegii nadbagaż wozić miał nam bus).

Tak wyglądała Velma obładowana. 2 duże sakwy z klapami + 2 małe z tyłu + plecak jako bagaż podręczny + torba na kierownicy. Myślałam, że uda mi się tak pojechać, ale koniec końców konstrukcja okazała się zbyt misterna i chybotliwa ze względu na zbyt dociążony tył. Plecak wylądował więc tam, gdzie jego miejsce, czyli na plecach.
Dojazd na dworzec, ze względu na konieczność jazdy dobrymi drogami, był trochę naokoło, przez Hetmańską i Głogowską. Przy tak obładowanym rowerze każdy krawężnik i nierówność boli podwójnie i podwójnie przyprawia o skok adrenaliny :P

Mój pociąg wg rozkładu sprawdzanego kilka tygodni wcześniej powinien mieć wagon rowerowy. Oczywiście, takowego nie było, więc trzeba było usadowić go w ostatnim wagonie na końcu, a samej rozsiąść się w ostatnim przedziale. Podczas podróży poznałam sympatycznego Białorusina Aleksieja, który objechał pół Europy na rowerze w ciągu kilku miesięcy, kupując po drodze cały sprzęt (od roweru począwszy) i planuje kolejną taką podróż po powrocie na Białoruś. Przy okazji wspomogłam go w starciu z PKP, bo jak się okazało, pani w kasie źle sprzedała mu bilet (karty ISIC wydane cudzoziemco zagranico nie kwalifikują do zniżki) i zabrakło mu złotówek. I jeszcze okazało się, że jest modelem :D

W Warszawie spotkałam się z Krzyśkiem, który zaofiarował się eskortować mnie na Białołękę, gdzie miałam dostarczyć rower i bagaże przed wylotem (wyruszały busem dzień przed). Ponieważ miałam spory zapas czasu, zdążyliśmy jeszcze pobłądzić po Warszawie i zahaczyc o jakieś jedzenie.

Kilka foteczek:

IMG_2474

W międzyczasie dołączył do nas jeszcze Zubil. Jazda na Białołękę taka se. Korki, koleiny i w ogóle. Na miejscu okazało się, że i tak jestem za wcześnie :> No ale zostawiłam rower i bagaże, bo przecież nie będę czekać bez sensu. Później tylko się zastanawiałam, czy o moim rowerze nie zapomną… Powrót Veturilo był jeszcze gorszy. Dupa i plecy bolą, dodatkowo obciążane plecakiem, który musiałam mieć jako podręczny.

Dzień następny upłynął pod znakiem spaceru po starym Mokotowie, a zwieńczony został lotem do Oslo-Rygge.

Lot trwał chyba ze 2 godziny. Z lotniska przetransportowaliśmy się pieszo na parking, gdzie mieliśmy nocować i oczekiwać na busa z naszymi rzeczami. W namiotach spaliśmy prawie że warstwami. Jeszcze ciepło. Później mokro, bo zaczęło padać i wiać. Niezbyt fajny początek…

One thought on “Longinada – Norwegia 2013 – Dzień 0

  1. lavinka

    Aaa, moje ulubione miejsce pod mostem Gdańskim. Z czasów, gdy jeszcze mieszkałam w Warszawie. Nota bene parę metrów od jednej skrzynki na OC (nie wiem, czy jeszcze jest, kiedyś była).

    Reply

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *