Od poprzedniego wpisu moja rodzina urosła o nowego członka – Canyona Grand Canyon, zwanego Ramoną :)
Ramona gości u mnie od nieco ponad miesiąca, nadszedł więc czas, żeby ją wykorzystać w naturalnych warunkach, a nie w około poznańskich chęchach. Padło więc hasło: jedziemy na single do Świeradowa!
Tak się złożyło, że jedyny wolny termin był w moje 30ste urodziny, wyjazd więc stał się idealnym prezentem – tym bardziej, że zakładał szkolenie z techniki.
Przyjazd
- Przed wyjazdem zamówiłam szorty Foxa, żeby jakoś pro wyglądać. Nietety, popełniłam błąd i zamówiłam wersję damską, która w nogach jest lepiej dopasowana, a w pasie to szkoda gadać. Przymierzyłam wtedy spodenki Błażeja – okazały się niemal idealne (wystarczą rozmiar mniejsze). Chyba jestem facetem zatem ;/
- Ponieważ nie mamy samochodu zdolnego do przewiezienia 2 rowerów, trzeba było wybrać się pociągiem najpierw do Szklarskiej Poręby, a dalej już na rowerze (z plecakami) do Świeradowa.
- Pech tego dnia prześladował nas całkiem nieźle – najpierw prawie całą noc nie spaliśmy (reise fieber), a pociąg o 6:25 nie pozwolił odespać, bo niewygodne fotele + babcie jadące do sanatorium i klawcące na cały wagon
- Wylądowaliśmy w południe w Szklarskiej – zastał nas deszcz – not funny. I tak trzymał przez całe 25km do hotelu. Na szczęście trasa w większości to łagodny zjazd w dół, do tego zajęła nam niewiele ponad godzinę, więc jedyne, z czym trzeba było walczyć to zacinający mocno po twarzy rzeczony deszcz.
- Z racji pogody przełożyliśmy szkolenie z techniki na następny dzień – w nadziei, że pogoda się poprawi. Wolny czas wykorzystaliśmy na suszenie rzeczy suszarką i odsypianie.
- Wieczorem tylko przeszliśmy się do sklepu i po okoliczne portale (tak, gram w Ingressa)
Sobota
- Pobudka wczesna, śniadanie też i ruszyliśmy na single. Na początku stromy podjazd skutecznie nas zmęczył, a potem lekko dobiło szukanie wjazdu na czarnego singla pod Czerniawską Kopą, ale jak już wjechaliśmy, to było ekstra.
- Mnie jedynie momentami doskwierały mocno ostre zakręty – nie jestem zbyt zwrotna na 29erze.
- Wywaliłam się raz – poślizgnąwszy się, a jakże, na korzeniu – przy skręcaniu. Oczywiście na prawą stronę, gdzie nigdy nie wypinam się z SPD i mam gorsze poczucie równowagi…
- Strasznie się bałam, że nie zdążymy wrócić na 16 na szkolenie albo zjeść obiadu przed, ale wszystko wyszło idealnie. Zdjęcia obiadku nie mam, bo za szybko zjadłam :P
- Moje wrażenia po singlach? Czytałam, że nie ma infrastruktury postojowej po polskiej stronie i że Świeradów zasypia o 21.
- Jeśli chodzi o to pierwsze, to faktycznie, na wjazdach na szlaki mogliby chociaż wiatę z dachem postawić i jakimiś ławkami, bo nawet nie ma się gdzie przed deszczem schować (a zaczęła się burza akurat jak zjeżdżaliśmy na parking). Braku miejsca do zjedzenia czegoś w sumie nie odczuliśmy, bo jedzenia mieliśmy aż nadto ze sobą, a picie uzupełnialiśmy w potokach. No i nie mieliśmy czasu zasadniczo – jakbyśmy mieli się zatrzymywać na każdym punkcie, to mam wrażenie, że robilibyśmy to co 15-20 minut :P
- Na oznakowanie szlaku nie można było narzekać – nie musieliśmy się wiele zastanawiać, gdzie jechać (Garmin wspomagał w chwilach zwątpienia), ale trzeba dodać, że na ostatnich fragmentach Czerniawskiej Kopy, tam gdzie szlak biegł razem ze szlakiem pieszym, tabliczki szlakowe były pourywane ;/ Dodatkowo na Zajęczniku wisiały jeszcze kartki w koszulkach z informacją, że szlak jest w remoncie (ale żadnego remontu nie widzielim).
- Jeśli chodzi o sam Świeradów – owszem, nasz najbliższy sklep też był do 21 – i w zupełności nam to wystarczyło. Odczuliśmy brak kolacji w hotelu, która była tylko do 19(!), ale w pobliżu mieliśmy restaurację do 22, więc również tragedii nie ma. Biorąc pod uwagę, że chodziliśmy spać praktycznie o 22 :D
- Co do samego szlaku – praktycznie nie było szans, żeby zatrzymać się i zrobić sobie zdjęcie widoczku. Bez sensu się tak zatrzymywać ciągle. Następnym razem trzeba wziąć kamerkę i kręcić poklatkowo.
- Świetna sprawa z jednokierunkowością szlaków – odpada problem potencjalnych zderzeń, czego zawsze się obawiam jeżdżąc chociażby po Malcie.
Szkolenie z Pomba.pl i koniec dnia
- Szkolenie z Agnieszką zaczęliśmy od burzy :D Dalej ćwiczonka na równowagę i skręcanie – wszystko z obniżonym siodełkiem. Myślałam, że mam dość wyćwiczone uda, ale jednak nie – jazda na stojąco wciąż boli :<
- Od razu dostaliśmy opieprz za jeżdżenie z palcami na hamulcach – długo nie mogłam dojść, dlaczego w sumie tak robię, ale jak tylko wróciłam do Poznania, już wiedziałam dlaczego – jazda po mieście i konieczność szybkiej reakcji do tego zmusza.
- Długo nie mogłam zakumać zewnętrznej nogi przy skręcaniu z pochylaniem roweru – głównie dlatego, że normalnie się nad tym zastanawiam i robię to intuicyjnie, a jak za dużo myślę, to mi nie wychodzi.
- Ogólnie mało już mi wychodziło, bo byłam zmęczona, w związku z czym nie dostałam awansu na szkolenie o stopień wyższe, ale w sumie jestem przyzwyczajona do tego, że sporty mi nie wychodzą. Błażejowi poszło za to dużo lepiej :)
- Na zakończenie wyjechaliśmy tak blisko hotelu, że byłam w szoku, że nie muszę już jechać pod górę :D
- Zanim się ogarnęliśmy, zrobiło się już po 20 i zaczęło lać, więc zdążyliśmy ponownie zmoknąć przed kolacją w pobliskiej Kuźni Smaków.
Niedziela
- Tu już tylko pobudka o 7:30, śniadanko o 8 i punktualnie o 9 ruszyliśmy do Szklarskiej. Pociąg dopiero o 13, ale obawialiśmy się, że jazda pod górę pójdzie nam wolno, więc zarezerwowaliśmy spory zapas czasu.
- Pogoda wyśmienita – nie za gorąco, bez deszczu. Tylko te nieszczęsne plecaki :D
Podsumowanie
- Widać, że Świeradów mocno stoi rowerami – na każdym kroku można było wypożyczyć rowery, serwisować własne, a każdy hotel i miejscówka noclegowa są bike-friendly (rowerownia z numerkami, miejsce na opłukanie rowerów, a nawet możliwość wypożyczenia hotelowych rowerów, wcale nie najgorszych)
- Nie da się ukryć, że jazda po lesie jest zupełnie inną jazdą niż w mieście. Nie musisz co chwilę oglądać się za siebie, czy ktoś nie próbuje cię potrącić. Odprężające :)
- Kolejny wyjazd to będzie mam nadzieję pętlowanie po kilka razy tych samych odcinków – żeby wyćwiczyć technikę (no, udawajmy chociaż).
- Następnym razem (prawdopodobnie już we wrześniu) zabieramy się jednak z sakwami – dużo wygodniej, kiedy duży plecak nie wbija ci tyłka w siodełko…
- Ogólnie bardzo single polecam!
Pierwsze słyszę, że nie powinno się trzymać palcy na klamkach. Uprawiam Fr, Dh i uważam że jest to konieczne!
Nam Agnieszka mówiła, że nie powinno się trzymać ich cały czas, bo to usztywnia ręce i utrudnia manewrowanie. Ja bym powiedziała, że to jest słuszne na dłuższych dystansach, gdzie ręce od tego nawet zaczynają boleć.