Category Archives: Miejsko

Zima w mieście

Lubię zimę na rowerze. Jedyny problem to lód i ubranie.

Przez niemał caly grudzień jeździłam Tyldą, bo temperatury, choć niskie, były powyżej 0. Myślałam, heh, że będzie tak całą zimę, ale że jest inaczej przekonałam się pierwszego dnia po powrocie z Paryża – dość boleśnie :D 200 metrów od domu pochyliłam się na zakręcie i dość efektownie straciłam przyczepność na “czarnym lodzie”. Uderzyłam się w głowę (bokiem, a jednak kask zamortyzował) i ogólnie się potłukłam, natomiast Tylda doznała wygięcia kierownicy. (Szczęście, że przynajmniej Tylda jest lekka, bo taki poślizg na dużo cięższej Velmie byłby bardziej bolesny.) Do pracy wtedy dojechałam, ale był to najdłuższy dojazd ever – i to po chodnikach, bo asfaltem się bałam. Od tego czasu nie wsiadłam na szosę. Velma it is.

Velma, poza problemami z pedałowaniem, łańcuchem itp, o których pisałam wcześniej, ma jeszcze jeden feler – mało zimowe opony.

No dobrze, a jak z samym miastem? Ano, jak zwykle.

Kontrapasy – nieodśnieżone. Teraz pracuję na Mickiewicza, gdzie kontrapas nawet w normalnych warunkach jest słabo widoczny (jest namalowany na bruku, gdzie farba się wyciera) i jego linie mylą się kierowcom z malunkiem strefy do parkowania, która jest w połowie na chodniku. Chyba przygotuję sobie jakieś karteczki do wkładania za wycieraczkę. Z tego, co się zorientowałam, wiedza o tym kontrapasie jest dość słaba, i pośrednio jest to wina ZDM, który o oznakowanie poziome nie dba. Się czasami zdarza, że ktoś robi wielkie oczy, że jadę pod prąd.

Drogi rowerowe i chodniki – nieodśnieżone, gdzieniegdzie podsypane piaskiem z solą. Kiedy temperatury były w okolicach zera, królowało błoto pośniegowe, którego nienawidzę, bo ślizgam się na nim bardziej niż na lodzie plus mam mokre buty od ratowania się od ślizgu (główny powód sprawienia sobie butów zimowych). Teraz, kiedy temperatura oscylowała koło -10, błota pośniegowego brak, ale nadał był lód pozostały po ostatniej gołoledzi. Na drogach osiedlowych chodniki raczej zadbane, z odłupanym lodem, ale np. trasy wzdłuż Piłsudskiego czy Polibudy tylko lekko posypane. Strasznie ubolewam, że u nas priorytety wyglądają inaczej niż np. w Hamburgu, gdzie w pierwszej kolejności odśnieża się chodniki.

Przyciski na światłach. Strasznie mnie wkurzają te dotykowe, bo w zdecydowanej większości na mojej trasie są wyregulowane tak, że muszę każdorazowo ściągać rękawiczkę, żeby się zapaliły. Pomijam kwestię legalności przycisków w ogóle.

Ubranie to kolejny problem. O ile w temperaturze powyżej zera mogę jeszcze jeździć w windstopperze i merino, to przy minus 10 jest już trochę za zimno. Zakładam dodatkowe rzeczy, wyglądam mega trzepacko i doskwiera mi brak wentylacji pod kurtką. Aktualny zestaw to buff zwykły pod kask, grubsza bluza rowerowa, buff z windstopperem na szyję i twarz, windstopperowe spodnie, na to ocieplane spodnie do biegania z Decathlona (warstwa 2) + jeszcze rękawiczki z windstopperem North Face’a (zimnawo jednak, więc wracam do moich 15-letnich rękawiczek z Thinsulate). Testuję też kombinację letnie buty SPD z ochraniaczami BBB. Zimno w podeszwę trochę i wkurza mnie ich zakładanie (kolejny powód kupna zimowych butów), ale dają radę.

Jak macie jakieś dobre patenty na jazdę w zimie, to ja chętnie.

Nocny szosing i testy

Odkąd przerzuciłam się na szosę, jeżdżenie DDRami to żaden fun. Żeby więc tego unikać, lepiej jeździć nocami, kiedy jest mniejszy ruch. Oczywiście, ma to też ten minus, że robi się coraz zimniej, no i są miejsca w mieście, gdzie nie ma oświetlenia (vide Lechicka na odcinku od Naramowickiej w kierunku Lutyckiej).

Dzisiaj postanowiłam się przewietrzyć po robieniu zdjęć i w celu przetestowania pulsometru i nowych butów. Continue reading

Ruch lewostronny w Poznaniu :)

Screen Shot 2013-10-20 at 8.30.08 PM-2No może nie do końca lewostronny, ale tak to trochę z boku wygląda. Dziś pierwszy raz jechałam Kazimierza Wielkiego w kierunku AWF (z reguły jadę w stronę Rocha). I dopiero teraz zorientowałam się, że to rozwiązanie to nie jest “dwupasmowa droga/pas rowerowy” czy droga rowerowa w wersji dla hardkorów (pas w jezdni) i dla cykorów (DDR krawężnik wyżej).

W jezdni jest pas ruchu dla rowerów, ale jak widać, po lewej od niego jest DDR, wyznaczona dla przeciwnego kierunku (znak DDR po prawej stronie drogi). De facto wygląda to więc jak ruch lewostronny, bo spróbuj wytłumaczyć, że jest inaczej tym łomom, co jadą pod prąd (dziś 5 asów spotkałam na tak krótkim odcinku). Zdecydowanie lepiej zamiast pasa w jezdni sprawdził by się tu kontrapas po prawej i DDR w odwrotnym kierunku.

PS. Ale jeszcze zabawniej wygląda to wszystko kilkadziesiąt metrów wcześniej (screen: Michał Leśniewski). Jak widać, oznakowanie poziome niespecjalnie pomaga.

702633_4930888890478_1880785146_n

Mądry Anks po szkodzie czyli o zdarzeniach drogowych

Doczekałam się pierwszego poważnego zdarzenia drogowego ze swoim udziałem i nie ze swojej winy.

Otóż, wczoraj rano w deszczu i w czerwonej, oczojebnej pałatce rowerowej jechałam rowerem drogą rowerową na Piłsudskiego od strony miasta. Z racji pogody i wiatru nie jechałam zbyt szybko (na szczęście). Zbliżałam się właśnie do przejazdu rowerowego połączonego z pasami dla pieszych na wysokości mniej więcej Biedronki. Widziałam, że debil w małym Peugeocie stanął na pasach i częściowo na przejeździe rowerowym, chcąc się włączyć do ruchu na Piłsudskiego. Ponieważ zostawił mi na tyle miejsca, że uznałam, że go ominę przed jego maską oraz założyłam, że mnie doskonale widzi (ta pałatka jest naprawdę oczojebna i duża plus nie ma w tym miejscu po drodze żadnych drzew ani słupów) – ruszyłam przed siebie. Niestety, jak się boleśnie przekonałam – nie powinnam naiwnie wierzyć, że inni będą sie trzymać przepisów tak jak ja. Akurat jak wjechałam na przejazd, gościu ruszył. I uderzyłam kołem w bok samochodu, na szczęście z małą prędkością, więc nawet nie spadłam z roweru (chociaż gdybym miała już SPD, to kto wie). W szoku oczywiście zaczęłam się na gościa wydzierać, że jest debilem, ale nie zatrzymałam go (wielki błąd) i pojechał. Ja zeszłam z roweru, żeby go obejrzeć.

Straty? Przekrzywiona kierownica (na szczęście mam niezbyt mocno dokręconą, więc mogłam ją naprostować trzymając koło między nogami), pogięty stelaż od błotnika, spadnięty i zaklinowany łańcuch (trzeci raz mi się to zdarza ;/), trochę potłuczeń. Ponieważ było rano przed pracą i nie chciało mi się bawić – zwłaszcza w deszczu – w ściąganie osłony, rozpinanie łańcucha, nakładanie, zapinanie i znowu zakładanie osłony – postanowiłam podjechać do domu MPK (dzięki bogom, już można). Niestety, wieczorem przy oględzinach roweru okazało się jeszcze, że koło jest zdecentrowane ;//

Dzisiaj za to wyczytałam tu (nie wiem, czy jest gdzieś nowszy na 2013), że:

  • za nieustąpienie przez kierującego pojazdem pierwszeństwa rowerowi znajdującemu się na przejeździe dla rowerzystów jest mandat w wysokości 350zł oraz 6 punktów karnych
  • za zatrzymywanie się na przejściu dla pieszych lub na przejeździe dla rowerzystów (…) – mandat w wysokości 100-300zł (informacji o punktach karnych nie znalazłam) ***

A ja muszę jeszcze dodatkowo wydać 50zł na centrowanie i właściwie mogłabym wymienić błotnik. Morał na przyszłość?

Po pierwsze, zatrzymuję delikwenta, informuję o przewinieniu i co za to grozi oraz proponuję alternatywę rozłączną: albo zgłaszamy na Policję i dostaje duże kuku w portfel albo daje mi 100zł na naprawy i każdy jedzie w swoją stronę. Korzyść z drugiego rozwiązania jest obopólna – nie musimy czekać 1,5h na drogówkę, on nie dostaje mandatu, a ja dostaję od razu kasę na naprawy (wiem, ile trwa wyciąganie kasy z OC). Jakby sie okazało, że jednak jest coś więcej się stało, np. mnie, zawsze mogę iść na Policję, zwłaszcza w przyszłości, gdy już będę miała sprzęt do dokumentowania przejazdów.

Po drugie, muszę się w końcu nauczyć stosować zasadę ograniczonego zaufania. W takiej sytuacji chyba jednak lepiej dla mnie było przejechać za samochodem, a nie przed nim.

Fuck this shit, kupuję GoPro.

*** Disclaimer: Miałam mega problem ze znalezieniem pełnej treści taryfikatora mandatów, który obowiązuje od 9.06.2013. Nie widzę go na żadnej stronie policyjnej (są takie sprzed 2 lat), a nie mam czasu szukać teraz bardzo dokładnie. Na żadnej stronie nie znalazłam zestawienia wysokości mandatów z punktami karnymi (punkty karne zależą od wysokości mandatu? Nie wiem)

Co mnie wkurza w rowerzystach

Rower jest w tej chwili moim podstawowym środkiem lokomocji. Samochód stoi w garażu (nie ma sensu się ładować w te korki i szukać miejsca parkingowego poza strefą), natomiast od początku maja testuję opłacalność rezygnacji z komkarty (mój bezpośredni tramwaj do pracy akurat teraz nie jeździ przez remont torowiska) na rzecz Mobiletu. A zatem – przez 5 dni w tygodniu poruszam się rowerem przynajmniej 2 razy dziennie. Można więc powiedzieć, że znam już prawie wszystkie bolączki rowerzystów miejskich z autopsji.

Tym razem jednak nie chcę narzekać ani na kierowców ani na pieszych na drogach rowerowych. Wszyscy wiemy, że ci pierwsi często zachowują się jak buce i specjalnie zastawiają prawą stronę jezdni albo mijają na gazetę, a ci drudzy chodzą jak święte krowy. Ja nie o tym chcę. Tym razem o tych, którzy pracują na negatywną opinię o rowerzystach i którzy sprawiają, że nie lubię jeździć po mieście (o jak ja się cieszę, kiedy pada albo jest zimno – od razu jest luźniej!).

Osobiście staram się jeździć zgodnie z przepisami – jeżdżę prawym pasem, nie wjeżdżam na skrzyżowanie na czerwonym, sygnalizuję zamiar skrętu czy zmiany pasa, nie przejeżdżam rowerem przez przejścia dla pieszych, nie jeżdżę po chodniku. Oczywiście, czasami rozwiązania infrastrukturalne są tak idiotyczne (jak 10-20 metrowe odcinki dróg rowerowych) albo wręcz niebezpiecznie/nielegalne (vide dwukierunkowy kontrapas na Mostowej), że nie sposób się do nich stosować. Nie mówię, że jestem bez skazy, tym niemniej – staram się. I tak jestem rowerem szybciej na miejscu niż gdybym jechała komunikacją miejską, więc nie muszę się spinać. Ale do rzeczy. Oto krótkie zestawienie nagminnych przewinień rowerzystów, z którymi spotykam się na co dzień, a które przeszkadzają mi, jako rowerzystce. Niestety, są one niezależne od tego, czy ktoś wygląda na pro bikera w wypaśnych ciuszkach i na rowerze za 10k, czy jest emerytką na wycieczce. Są wśród nich te, które są łamaniem przepisów (świadomym lub nie), ale też takie, które świadczą o zwyczajnym braku kultury. A zatem.

  1. Niestosowanie się do znaków i jazda pod prąd.
    Mało kto wie (albo ma to w dupie), że większość dróg rowerowych w Poznaniu jest jednokierunkowa – tylko gdzieniegdzie miejsca jest tyle, że można wytyczyć drogę dwukierunkową (ale tak na dobrą sprawę, bezpieczniejsze są jednokierunkowe). Kompletnie nie mówię tu o kontrapasach czy pasach ruchu rowerowego w jezdni, gdyż te są z definicji jednokierunkowe. Chodzi mi głównie o te drogi, które biegną wzdłuż jezdni po obu jej stronach – sztandarowe przykłady, którymi jeżdżę niemal codziennie to ulica Bukowska (odcinek między Bułgarską a centrum miasta) oraz odcinek między ul. Mostową a Kórnicką przez Most Św. Rocha. Bukowska jest o tyle bezpieczniejsza, że droga poprowadzona wzdłuż niej ma po jednej stronie chodnik dla pieszych, a po drugiej stronie dodatkowy wąski pas pozbruku, który oddziela całość od ulicy – w przypadku dwóch rowerów jadących na czołówkę istnieje możliwość uskoku bez prawdopodobieństwa zjechania z drogi prosto pod koła samochodu. Inaczej jest w przypadku mostu św. Rocha. Na samym moście droga biegnie przy przęsłach mostu po lewej stronie, po prawej zaś jest pas dla pieszych – taka kombinacja jest zrozumiała, wszakże ktoś może mieć ochotę na powpatrywanie się w przepływającą dołem Wartę. Za mostem, w stronę Kórnickiej sprawa się już trochę komplikuje. Po stronie boiska, tuż przed Serafitek następuje rozwidlenie chodnika i drogi rowerowej.
    Screen Shot 2013-05-15 at 8.48.42 PMJak widać na załączonym zdjęciu z Google Streetview, droga idzie dołem, jest wąska i co najgorsze – nie ma jak uciec w przypadku jazdy na czołówkę. Po prawej jest wzniesienie, po lewej ulica, do tego niżej o krawężnik. Raz już miałam taki przypadek, że debil z wąsem jechał rozglądając się na boki, zamiast patrzeć przed siebie, a ja w ostatniej chwili zjechałam na ulicę (na szczęście, nic wtedy nie jechało…). Koleś nawet się nie zorientował, a ja miałam mikrozawał.
    Ale groźniejsze zdarzenie miałam całkiem niedawno, na samym moście. Wracałam sobie dość spokojnym tempem z pracy, zaś z przeciwnego kierunku (nieprawidłowo) jechała na mnie para ok. 60tki – stawiam, że małżeństwo emerytów na wycieczce. Z panem na przedzie minęłam się bez przeszkód, natomiast jadąca za nim pani podziwiała widoki zamiast patrzeć przed siebie. Tuż przed tym, jak miałyśmy się minąć, nagle zjechała w swoje lewo, prosto na mnie. Pech chciał, że obok na pasie dla pieszych szła matka z dzieckiem na rowerku. Tylko dzięki swojemu refleksowi udało mi się w porę zahamować. Niestety, lewą częścią kierownicy zahaczyłam o rower tej pani, przez co dość mocno zbiłam sobie mały palec u lewej ręki (spuchł, zsiniał, boli do dzisiaj). Pani oczywiście pojechała dalej i ani myślała przepraszać… Następnym razem podjadę do takiej i powiem, co o niej myślę.
    W każdym razie, od tej pory jeżdżę środkiem tej drogi (aczkolwiek tylko rano, czyli w przeciwnym kierunku po drugiej stronie, gdzie nie ma tego niebezpiecznego rozwidlenia) i nie przepuszczam nikogo jadącego pod prąd i opierniczam. Bardzo bym chciała, żeby ktoś zrobił akcję dokształcającą rowerzystów pod tym kątem.
    A, dodam tylko, że cały most i rozwidlenia są wyjątkowo prawidłowo oznakowane znakami poziomymi i pionowymi (na powyższym zdjęciu z 2011 roku nie ma pionowego znaku drogi rowerowej, dzisiaj z tego, co pamiętam, już jest).
    [Edit 16.05. – z tego, co widzę, nie tylko mnie to przeszkadza]
  2. Wjeżdżanie na skrzyżowania na czerwonym lub przejeżdżanie na czerwonym przez przejazd rowerowy. No nie mogę tego pojąć, totalnie. Sami się proszą o wypadek, a jak zauważa słusznie Radek Teklak, wypadki, gdzie rowerzysta dostaje bokiem, są najbardziej niebezpieczne dla rowerzysty, bo dużo gorzej wyglądają szanse zasłonięcia się kończynami, a kask przed czymś takim nie chroni wrażliwych skroni. W takiej jeździe przodują hipsterzy na swoich ostrych kołach, ale też pro bikerzy, którym bardzo się spieszy. Dzisiaj tak sobie zapieprzał pan w średnim wieku przez duże skrzyżowanie Garbary/Solna.
  3. Przejeżdżanie przez przejścia dla pieszych. Zwłaszcza w tłumie. Ostatnio przyuważyłam pana pro bikera, który jeździ na wycieczki Sekcji Rowerzystów Miejskich, jak sobie beztrosko tak przejeżdżał. Świetny przykład, gratulacje!
  4. Wymuszanie pierwszeństwa na zjazdach z dróg rowerowych na ulicę. Dzisiaj miałam taką sytuację na Rondzie Jana Nowaka Jeziorańskiego. Zjazd rowerowy za rondem oczywiście ze znakiem “Ustąp pierwszeństwa przejazdu”. Ja się grzecznie zatrzymałam, a za mną starszy pan (uprzednio prawie wjechawszy mi w tyłek – no przecież jak ja mogłam się tak nagle zatrzymać!) wyskoczył na ulicę prosto pod koła jakiejś pani w renówce.
  5. Nieużywanie sygnałów dźwiękowych. Jedziesz sobie spokojnie, a tu jakiś patafian cię próbuje wyprzedzać, nawet nie trudząc się sygnalizowaniem manewru. Pisałam już o tym przy okazji powrotu z NSR. Parę lat wstecz miałam też podobną sytuację na Bukowskiej.
  6. Zastawianie całej drogi rowerowej przed przejazdem. Skrzyżowanie Kórnickiej z JP2, przystanek tramwajowy w stronę Ronda Rataje i w ogóle okolice Ronda, ruchliwe miejsce. W godzinach szczytu często dochodzi do sytuacji, gdy z jednej strony przejazdu ustawiają się rowerzyści jeden obok drugiego. Po drugiej stronie to samo. Efekt? Gdy zapala się zielone wszyscy jedziemy na czołówkę, nikt nie trzyma się prawej strony.
  7. Niesygnalizowanie zamiaru skrętu. Nagminne, aczkolwiek bardziej przeszkadza mi to jako kierowcy, no chyba, że mamy do czynienia z sytuacją z punktu 6. Wtedy kolizja murowana.

W związku z powyższym, również ubolewam, że rowerzyści nie podlegają rejestracji, bo czasami niektórzy idioci aż się proszą, żeby nasłać na nich policję. Planuję zakup kamery albo przystosowanie smartfona do robienia timelapsów z wycieczek rowerowych, żeby zgłaszać niebezpieczne sytuacje i wykroczenia. Niestety, będzie to działać tylko na samochodziarzy, bo rowerzysta zwyczajnie mi ucieknie  :(

Na koniec – ponownie link do długiego artykułu, który szczegółowo opisuje zasady poruszania się rowerem wg polskiego prawa. Gorąco polecam lekturę.

PS. Poranek 16.05.2013 – na Moście Św. Rocha 2 idiotów jadących pod prąd, z czego jeden “pro”, który chciał się wykłócać.

Złośliwość rzeczy martwych

Trzy miesiące temu umówiłam się do lekarza specjalisty na dziś. Postanowiłam, że na wioskę pojadę rowerem i zrobię w dniu dzisiejszym 40km. Rano jeszcze sobie myślałam, żeby może na wszelki wypadek spakować łyżki do opon, dętkę i łatki. Ale że pomyślałam o tym w półśnie, to w końcu tego nie zrobiłam.

I oczywiście pech chciał, że akurat dziś musiałam złapać flaka. You’ve got to be kidding me.
I to nie tak jak ostatnio, że powietrze uciekało powoli, że dało się cały dzień przejechać, ale dużo poważniej. Obróciłam rower do góry kołami, żeby obczaić oponę – w sumie nawet nie wiem, po co – żeby znaleźć ten kawałek szkła, po którym przejechałam wcześniej? Continue reading

Prasówka

Czy bez obaw pozwolilibyśmy dziecku na samotną przejażdżkę rowerem z domu do centrum? Odpowiedź na to pytanie uważane jest w zachodniej Europie za jeden ze wskaźników bezpieczeństwa.

Taki cytat zauważyłam w dzisiejszej poznańskiej Gazecie. Bardzo ciekawy wywiad z Adamem Beimem z Sekcji Rowerzystów Miejskich. Szkoda, że komentarze tradycyjnie podnoszą ciśnienie.

No więc, gdybym miała dzieci, to bym się jednak bała. Sama się nie boję, ale to chyba dlatego, że nie zdaję sobie do końca sprawy z zagrożenia i relatywnie niewiele jeżdżę głównymi drogami. Ostatnio miałabym tylko kolizję podczas przejazdu przez Rondo Rataje (na przejeździe rowerowym). Zapaliło się zielone, wjeżdżam na przejazd, a tu milimetrów zabrakło, żeby potrąciła mnie blondynka w średnim aucie, która zjeżdżała na “późnym żółtym” z ronda. Nie powiem, gorąco mi się zrobiło.

Na szczęście, ostatnio nie miewam takich sytuacji zbyt wiele. Nie jeżdżę już ruchliwą Hetmańską (tam, gdzie nie ma drogi rowerowej) do domu, tylko np. Krauthofera/Palacza. O wiele mniejszy ruch i większy komfort jazdy. I mijanie mnie “na gazetę” przez ciężarówki już nie przyprawia mnie o dreszcze, podobnie jak lawirowanie między koleinami.

Poza tym, wkurzają mnie tylko ludzie na drogach rowerowych, no ale póki jest zima i śnieg zalega albo na chodniku albo na drodze rowerowej, to wiadomo, że trzeba być bardziej wyrozumiałym :)